niedziela, 19 czerwca 2005

Anioł, który spadł na ziemię

Czasem zdaje mi się... Choć to pewnie przez wpływ, jaki wywiera na mnie reszta świata... Zdaje mi się, jakbym była... ja wiem? Reinkarnacją Anioła, który dawno, dawno temu spadł na Ziemię. Spadł, ale mimo woli Boga. Bo chciał zobaczyć, jak to jest być człowiekiem - przywdział śmiertelne ciało na nieśmiertelną duszę, ukrył skrzydła i wtopił się w tłum... I od tamtej pory ma z Bogiem na pieńku.
Czuję, że powinnam, że muszę, bo taka jest kolej rzeczy, żyć według pewnych ideałów, zasad. A jednocześnie czuję w sobie ciężar, bo ów zasady są nieosiągalne - właśnie z powodu ciała i świata, w którym żyję. Może przejawiam próżność, sądząc, że byłam (jestem?) choć po części stworzeniem prawie idealnym, posłańcem bożym. Kiedy jednak.... tak się czuję... Nie mogę ani w całości być człowiekiem, ani powrócić o Boga. Zanim czegoś nie zrozumię, czegoś nie zrobię... Tylko czego? Czuję się, jakbym odbywała na Ziemi jakąś potajemną karę, coś musiała odpokutować nim naprawdę dowiem się, o co chodzi.
Gdybym tak mogła rozwinąć skrzydła... Gdybym tak mogła pojąć choć odrobinkę, choć tyle, ile pojeli inni.... żeby było mi troszkę lżej... Ja wiem, Boże, że pokuta winna być pokutą, a mimo to.... A mimo to...
Nie poddam się. To obiecuję.



"Może to bujda, może to obłuda
Ale pasuje jej jak ulał..."
(piosenka "Leonardo")

Brak komentarzy: