czwartek, 13 grudnia 2007

Nagroda

W dniu 13 grudnia 2007r. wiersz Credo został nagrodzony III miejscem w IV edycji Turnieju Jednego Wiersza w kategorii szkół ponadgimnazjalnych, organizowanym przez Miejski Dom Kultury "Koszutka" w Katowicach oraz Szkołę Podstawową numer 35 w Katowicach.

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Pocałunek

Lampka mała cichutko promieniami
otulała Cię w ciemność
próbowała stawić barierę między nami
a dawała przyjemność

Żadne z nas nic nie mówiło
z rzadka na Cię patrzyłam nawet
i nic nam wcale nie wadziło
istnienie nieświadomości zalet

Dobrze czułeś co wolno Tobie
gdzie zajść mogły miłosne wargi
gdzie bez oporu położyć dłonie
bym nie jękneła gestu skargi

I jak glina dla rąk garncarza
z radoscią wazą się staje
Ja - niewiasta na łasce mocarza
miękkiej pieszczocie cicho się oddaję

Tylko słodki, cynamonowy twój zapach
po pustej kołatał się głowie...
Nie poznałabym po innych znakach
żeśmy weszli w chruśniaki malinowe...

I już miałeś możność wstępu
ku ust upragnionych koralu
a ja do dwóch niebios zajrzawszy odmętu
zapamiętam: oto smak raju...

czwartek, 22 listopada 2007

Credo

Oświecenie świata
czasem dręczy bardziej
niźli błoga nieświatowość;
Pan życia i stworzenia
Pan mój! jednak
nie daje niczego nadaremno.
zawierzyłam Mu
- sądziłam.
Czekałam finału
połaci krwi,
ladacznicy, smoka,
archaniołów z trąbami,
gwiazd płomieni.
Wieszczyłam cicho - nadchodzą.
Nie nadchodzą.
Nauczycielu mój!
umiłowaną Zofią
w ociemniały umysł
w spopielałą duszę
zstąp
- wołałam.

Iluminacja ducha
czasem męczy bardziej
aniżeli błoga ciemność;
Bałam się cieni.
Nocą ciemną Jana od Krzyża
ciemną nocą po omacku
ciemnością błądziły
zeschnięte pędy palców
zwinięte kwiaty oczu
zwiędłe liście lic
zwrócone w złą stronę
nienakarmione, niezakwitłe.
Prosiłam "Przyjdź";
Ojciec chwycił mnie za dłoń
czule
włożył w czyjeś palce
ciepły uścisk
i oboje skierował przodem
by wydany został
owoc wiary
Nie kazał nam Pan
być przyjaciółmi
lecz braćmi
Dłoń w dłoni
ramię w ramię
Naprzód!
Niebo słoneczne nad nami
Córki Zofii w nas.

piątek, 12 października 2007

Zwycięstwa pokonanych

Jakże pouczające bywają czasem lekcje etyki, serwowane każdemu (programowo) lub nielicznym (w rzeczywistości) zamiast, powiedzmy to sobie w twarz, katolickiej sieczki na lekcjach katechezy, na której, co z własnego doświadczenia wiem, dzisiejszych hedonistycznych młodych próbuje się zarazić pewną chrześcijańską ideą i zaszczepić im podstawy kręgosłupa moralnego czy sumienia. Szkoda, że nic z tego nie wychodzi i nawet podstawową wiedzę o Ewangelii trudno tam zdobyć - można conajwyżej poznać cudze zdanie i czyjąś interpretację. Na lekcjach etyki zaś, które pouczającymi nazwałam, dowiaduję się o tym, co sądzili inni, lecz z uprzedzeniem, iż to czyjeś zdanie, nie zaś Jedyny Słuszny I Odpowiedni Sąd O Świecie. Etyka ta nauczyła mnie spojrzenia pana Blaise'a Pascala na pewne sprawy. Pascal, żyjący w dobie baroku francuski filozof zwykł mawiać, że nasza przewaga nad światem to to, że mimo bycia marną, słabą trzciną wobec potęgi świata, potrafimy myśleć. Że światomość klęski jest naszym zwycięstwem nad nierozumną naturą. Tak jak wpływ kulturowy na Rzym był zwycięstwem pokonanej Grecji, tak jak walka bez przemocy Ghandiego okazała się być triumfem nad okrucieństwem wobec uciśnionych hindusów.
Niedawno zetknęłam się z tekstem Alberta Camus, filozofa egzystencjonalisty, pod tytułem "Mit Syzyfa". Pouczająca lektura, zaiste, godna polecenia (a najłatwiej pewnie odnaleźć ją w internecie oraz w "Tekstach filozoficznych dla uczniów szkoł średnich" Mieczysława Łojka). Mitologię greków zna pewnie każdy: Syzyf, władca Koryntu, najinteligentniejszy i najchytrzejszy człowiek świata, za swe zuchwalstwo i bezczelność wobec bogów Olimpu zostaje surowo ukarany - po wsze czasy ma wtaczać na górę w królestwie podziemi ogromny głaz, który tuż przed szczytem będzie wyrywał mu się z rąk i powracał na równinę, tak, by znów musiał wtaczać go od nowa. Można by pomyśleć - straszliwa kara, męki wieczne, zwłaszcza jeżeli uraczymy się opisem tych utrapień według Homera. Ten grecki pisarz widowiskowo przedstawia tam wysiłek, jaki jest ceną za każdy krok Syzyfa w górę, za każdy centymetr drogi z kamieniem. Mnie osobiście ciekawi, dlaczego bogowie wyznaczyli mu taką karę - czy to kamień miał Syzyfa pokonać, czy miała to zrobić góra, sam fakt, że go ukarano? Dotąd wszystko mu się udawało - czy największym dlań ciosem miała być porażka, kara? Nie. Największym ciosem nie był ten zadany jego ciału czy dumie, a jego umysłowi. Inteligentny Syzyf miał nie przetrwać długo wykonując bez nadzieji na sukces bezsensowną (syzyfową?) pracę, bez celu coś, co nie wymagało myślenia, a jedynie tępego wysiłku. Lecz on się nie dał pokonać. Dlatego Camus uznał go za bohatera absurdalnego - tego, który jest szczęśliwy mimo porażki - wtacza przecież swój kamień pod górę, bogowie uwięzili go. Ale, właśnie - swój kamień.
Camus zwraca uwagę na zupełnie inny niż Homer epizod syzyfowej pracy - na moment, kiedy kamień już z dłoni mu się wyrwał i gdy Syzyf powraca stokiem na równinę, kiedy jest w stanie się zastanowić nad swoim losem. Kiedy to wie, że mimo pozornej porażki ma pełne prawo do pogardzania bogami - że to on jest zwycięscą. Nie złamał się, przetrwał. I to właśnie daje mu siłę, to daje mu satysfakcję. To nie kamień decyduje o losie Syzyfa - to Syzyf ma władzę na kamieniem. Trzeba go sobie wyobrażać szczęśliwym.
Ten esej uświadomił mi pewną prawdę, pewien sens rady dawanej przez rodziców swym dzieciom od pokoleń. Zawsze mówiono mi, że jeżeli ktoś odpowiada ci przemocą, oznacza to, iż nie potrafi już wymyślić żadnego argumentu przeciw twojemu zdaniu. I chociaż to ciebie będzie bolało, to ty także jesteś zwycięzcą - pokonałeś go psychicznie, twój umysł jest sprawniejszy, a twój duch silniejszy: nie odwołał swoich sądów w obliczu zagrożenia. Zagrożenia tak fizycznego, jak i psychicznego, bo jaka jest różnica między ciosem pięścią, a ciosem ironią?
A potem występując publicznie dotarła do mnie jeszcze jedna rzecz - nie zawsze trzcina jest jedyną myślącą istotą. Czasem obok rośnie jeszcze jedna, równie rozumna, która to może zadać cios. I wtedy nie mamy przewagi. Wtedy jesteśmy pokonani. Wtedy trzeba powstać z klęczek, na które dotąd nie upadaliśy i udowodnić czynnie swój hart. Prawdziwe zwycięstwo jest nie wtedy, gdy nie dajemy się pokonać, lecz gdy pokonani - powstajemy. Przyjmować ciosy potrafi nawet i tępa trawa, uleczyć się i nadal równie twardo stawiać opór zimnym wiatrom - tylko myśląca trzcina. Choć to trudne, choć nikt nas tego nie uczył, choć pewnie nie potrafimy - trzeba. To jest sztuka życia.

niedziela, 30 września 2007

Zadęto w róg, a więc kawaleria w ruch!

Panie, Boże mój, dziękuję ci bardzo! Nie tylko dałeś mi siłę, ale i pomoc mi ofiarowałeś! Kiedy zabłądziłam, zesłałeś mi kawalerię czekającą tylko na dźwięk rogu by ruszyć mi z pomocą. A gdy róg mój nieśmiało zabrzmiał w przestrzeń, odbijając się od niesłyszących uszu lasów i rzek, kawaleria przybyła! Z pełną mocą i siłą odsiecz pomogła mi odeprzeć nieprzyjaciela. A teraz pozostała zemną i pomaga odbudowywać twoje Boże kościoły, krzewić w mieście mego serca wiarę w ciebie i mury stare łatać, od nowa stawiać tam, gdzie upadły. Bastion mojej duszy ocaleje, Zbawicielu.
Tak bardzo ci dziękuję za tych, którzy w owej kawalerii są. Za ich dowódcę i każdego z piechurów, niezależnie od tego, jak który walczy.
Dziękuję za to, że jestem.
Dziękuję za nauczyciela, którego mi zesłałeś, aby przypomniał mi nauki, jakie syn twój dawno temu nam przedstawił. I aby przekazał mi nowe, takie, aby lżej mi się żyło. Dziękuję za to, że zesłałeś mi przyjaciela.

piątek, 7 września 2007

Pewnego dnia, anioł z nieba spadł

Dawno, dawno temu, kiedy świat był jeszcze zupełnie młody, Adam samotny, a Bóg wciąż odpoczywał po stworzeniu, aniołowie postanowili obejrzeć nowe dzieło swego pana. Zeszli na Ziemię i wielu zachłystneło się przepychem pięknych ogrodów wypełnionych cudownymi roślinami i przepięknymi zwierzętami. Dech w piersiach zaparły im gwiazdy i księżyc, słońce i niebo. Zakochali się w puszystych chmurach i szepcie wietru, pokochali rosę i szmer strumieni. Nim jednak przybrali cielesne powłoki, aby móc w pełni doświadczyć tego wszystkiego, Pan nakazał im powrót do nieba. Mimo, że wiedział, iż aniołowie ci nie mogą go zdradzić, ponieważ żaden z nich nie wybrał Upadku, nie chciał, aby tam pozostali. Wiedział dobrze, co niesie ze sobą ten świat. Widział wszystkie możliwe przyszłości i wolał nie ryzykować niewinności swoich dzieci, swoich pokornych sług, którym jednak bycie sługą wystarczało do pełni szczęścia.
Czas mijał, pojawiła się Ewa. Potem został złamany pierwszy zakaz. I pierwsi aniołowie zeszli na ziemię, aby z mieczami stać na straży Edenu doputy, dopóki Bóg nie pozwoli ludziom tam powrócić. Pierwsza obawa bowiem stała się prawdą.
Ludzi przybywało, zatem kolejni aniołowie zstępowali, aby służyć im pomocą, stróżować, przekazywać wiadomości od Pana. Chronili ludzi, będąc obok nich i niejako żyjąc ich życiem.
Nie wszyscy jednak aniołowie byli stróżami, nie wszyscy byli posłańcami. Wiele było funkcji w niebie oprócz pomocy ludziom, dlatego wielu nie mogło napawać się co dzień pięknem Ziemi - z daleka przyglądali się życiu pod chmurami, chowając w sercach swoje uwielbienie dla tego konkretnego dzieła Boga. Byli wierni, choć tęsknili. Tęsknili...
Aż pewnego dnia, spełniła się druga obawa.
Anioł spadł z nieba.
Nie przeciwstawił się Bogu, nie złamał żadnego z jego zakazów - jedynie niepisaną umowę, niemy rozkaz izolacji ludzi i aniołów. Miłość, która tego anioła przepełniła, okazała się być większa, aniżeli pokora.
Przybrawszy ciało, zszedł pośród ludzi, aby poznać ich, aby poznać świat, aby śledzić jego historię. Ale to nie mogło być mu dane. Złamany zakaz, mimo, że nieoficjalny, musiał mieć zadośćuczynienie.
To nie była kara. To była pokuta za samowolę. Bóg jest miłosierny - z pewnością nie było takiej racjonalnej prośby anioła, której by nie spełnił. I zejście pośród swoje śmiertelne dzieci, zaspokojenie tęsknoty mógł ukoić.
Ale tak się to kończy, gdy próbuje się coś rozwiązać na własną rękę.
Nieśmiertelna dusza, zamknięta w śmiertelnym ciele. Skrzydła bez piór, aureola bez światła. Moralnosć ograniczona doczesnością. Idea zamknięta w realności.
Świat, w którym przyszło temu aniołowi żyć, nie jest tym, który tak ukochał i musi się z tym pogodzić. Musi pojąć swoją lekcję, chociaż nie wie, że się uczy, chociaż nie pamięta już, jak się lata.
I dlatego właśnie, że to nie kara, a pokuta, że Bóg jest miłosierny - nie pozostawiono tego anioła samemu sobie. Archaniołom udało się przekonać, aby zesłano mu pomoc. I zszedł kolejny anioł. Nauczyciel, który miał przypomnieć o idei, o moralności, o nieśmiertelnej duszy, rozświetlić aureolę. Czy mu się uda?
My nie wiemy.
Bóg wie, jak to może się skończyć i ma nadzieję, że jego dziecię znajdzie swoje pióra i powróci.
My też miejmy pokorną nadzieję.

sobota, 25 sierpnia 2007

Magnifikat #2

Dziękuję ci, Boże
Wszechmogący Panie
co zsyłasz iluminację
na ludzi swych pobożnych
i tych, co bezbożne wiodą
życie
Ty, który czuwasz
Ty, który chronisz
Ty, który ukajasz
serca i bóle
łagodzisz
Ty, ku któremu moja
dusza śpiewa
Psalmy, magnifikaty ślę
Bo duch mój raduje się w Zbawicielu

Otaczasz mnie
aniołami
ludźmi
I w usta ich wkładasz słowa otuchy
I w serca ich dobre wkładasz ciepło
I w dusze ich wkładasz nadzieję
do podzielenia zemną
Pozwalasz mi znaleźć czasem
puch anioła na drodze życia
Pozwalasz mi popełniać błędy
i na nich uczyć się pokory...
Dziękuję.

20 zadas Kodeksu Głównego

1. Nie mam innych bogów niż ten, co mnie wywiódł z ziemi egipskiej.
2. Nie czczę obrazów ni posągów, ani innych podobieństw bóstw jakichkolwiek.
3. Nie używam imienia Boga mego nadaremno.
4. Dzień święty święcę. Sześć dni pracuję, a w sabat odpoczywam.
5. Czczę matkę moją, w ojcu szukam człowieczeństwa.
6. Nie zabijam.
7. Nie cudzołożę.
8. Nie kradnę.
9. Nie składam fałszywych świadectw przeciw mym bliźnim.
10. Nie pożądam niczego, co nie moje i co nie jest mi dane.

11. Służę Bogu i Polsce, staram się ja mogę.
12. Dotrzymuję danego słowa.
13. Pomagam innym jak potrafię i niosę pomoc bliźnim w potrzebie.
14. Każdy jest moim bliźnim. Niewielu zasłużyło na więź braterską.
15. Postępuję godnie i honorowo.
16. Miłuję przyrodę i staram się ją chronić.
17. Jestem karna, słucham rad, uznaję przełożonych.
18. Jestem optymistką.
19. Jestem oszczędna, lecz nie skąpa. Tym, którzy potrzebuję, udzielę pomocy.
20. Jestem czysta w mowie, myśli i czynie, nie piję napoi alkoholowych, nie palę tytoniu ani nie zażywam innych używek.

piątek, 24 sierpnia 2007

Przyjaźń

Samotność ma mnie dość -
wyrzekła się najwierniejszej córy!
Samotność ma mnie dość
bo pojawiło się coś...
jak dotąd ja,
wierni Matce Samotników
lub i, Bóg by dał, przez nią odrzuceni.
Samotność ma mnie dość -
I dobrze!
Wybredni ludzie szukają
ukojenia
w snach, w ramionach
wiatru
Nie wiedząc co począć
ze sobą...
Samotność ma mnie dość -
I dobrze,
bo mam w ręku anielski puch...

(2004-09-13 & 2007-08-24)

wtorek, 31 lipca 2007

środa, 21 marca 2007