niedziela, 30 września 2007

Zadęto w róg, a więc kawaleria w ruch!

Panie, Boże mój, dziękuję ci bardzo! Nie tylko dałeś mi siłę, ale i pomoc mi ofiarowałeś! Kiedy zabłądziłam, zesłałeś mi kawalerię czekającą tylko na dźwięk rogu by ruszyć mi z pomocą. A gdy róg mój nieśmiało zabrzmiał w przestrzeń, odbijając się od niesłyszących uszu lasów i rzek, kawaleria przybyła! Z pełną mocą i siłą odsiecz pomogła mi odeprzeć nieprzyjaciela. A teraz pozostała zemną i pomaga odbudowywać twoje Boże kościoły, krzewić w mieście mego serca wiarę w ciebie i mury stare łatać, od nowa stawiać tam, gdzie upadły. Bastion mojej duszy ocaleje, Zbawicielu.
Tak bardzo ci dziękuję za tych, którzy w owej kawalerii są. Za ich dowódcę i każdego z piechurów, niezależnie od tego, jak który walczy.
Dziękuję za to, że jestem.
Dziękuję za nauczyciela, którego mi zesłałeś, aby przypomniał mi nauki, jakie syn twój dawno temu nam przedstawił. I aby przekazał mi nowe, takie, aby lżej mi się żyło. Dziękuję za to, że zesłałeś mi przyjaciela.

piątek, 7 września 2007

Pewnego dnia, anioł z nieba spadł

Dawno, dawno temu, kiedy świat był jeszcze zupełnie młody, Adam samotny, a Bóg wciąż odpoczywał po stworzeniu, aniołowie postanowili obejrzeć nowe dzieło swego pana. Zeszli na Ziemię i wielu zachłystneło się przepychem pięknych ogrodów wypełnionych cudownymi roślinami i przepięknymi zwierzętami. Dech w piersiach zaparły im gwiazdy i księżyc, słońce i niebo. Zakochali się w puszystych chmurach i szepcie wietru, pokochali rosę i szmer strumieni. Nim jednak przybrali cielesne powłoki, aby móc w pełni doświadczyć tego wszystkiego, Pan nakazał im powrót do nieba. Mimo, że wiedział, iż aniołowie ci nie mogą go zdradzić, ponieważ żaden z nich nie wybrał Upadku, nie chciał, aby tam pozostali. Wiedział dobrze, co niesie ze sobą ten świat. Widział wszystkie możliwe przyszłości i wolał nie ryzykować niewinności swoich dzieci, swoich pokornych sług, którym jednak bycie sługą wystarczało do pełni szczęścia.
Czas mijał, pojawiła się Ewa. Potem został złamany pierwszy zakaz. I pierwsi aniołowie zeszli na ziemię, aby z mieczami stać na straży Edenu doputy, dopóki Bóg nie pozwoli ludziom tam powrócić. Pierwsza obawa bowiem stała się prawdą.
Ludzi przybywało, zatem kolejni aniołowie zstępowali, aby służyć im pomocą, stróżować, przekazywać wiadomości od Pana. Chronili ludzi, będąc obok nich i niejako żyjąc ich życiem.
Nie wszyscy jednak aniołowie byli stróżami, nie wszyscy byli posłańcami. Wiele było funkcji w niebie oprócz pomocy ludziom, dlatego wielu nie mogło napawać się co dzień pięknem Ziemi - z daleka przyglądali się życiu pod chmurami, chowając w sercach swoje uwielbienie dla tego konkretnego dzieła Boga. Byli wierni, choć tęsknili. Tęsknili...
Aż pewnego dnia, spełniła się druga obawa.
Anioł spadł z nieba.
Nie przeciwstawił się Bogu, nie złamał żadnego z jego zakazów - jedynie niepisaną umowę, niemy rozkaz izolacji ludzi i aniołów. Miłość, która tego anioła przepełniła, okazała się być większa, aniżeli pokora.
Przybrawszy ciało, zszedł pośród ludzi, aby poznać ich, aby poznać świat, aby śledzić jego historię. Ale to nie mogło być mu dane. Złamany zakaz, mimo, że nieoficjalny, musiał mieć zadośćuczynienie.
To nie była kara. To była pokuta za samowolę. Bóg jest miłosierny - z pewnością nie było takiej racjonalnej prośby anioła, której by nie spełnił. I zejście pośród swoje śmiertelne dzieci, zaspokojenie tęsknoty mógł ukoić.
Ale tak się to kończy, gdy próbuje się coś rozwiązać na własną rękę.
Nieśmiertelna dusza, zamknięta w śmiertelnym ciele. Skrzydła bez piór, aureola bez światła. Moralnosć ograniczona doczesnością. Idea zamknięta w realności.
Świat, w którym przyszło temu aniołowi żyć, nie jest tym, który tak ukochał i musi się z tym pogodzić. Musi pojąć swoją lekcję, chociaż nie wie, że się uczy, chociaż nie pamięta już, jak się lata.
I dlatego właśnie, że to nie kara, a pokuta, że Bóg jest miłosierny - nie pozostawiono tego anioła samemu sobie. Archaniołom udało się przekonać, aby zesłano mu pomoc. I zszedł kolejny anioł. Nauczyciel, który miał przypomnieć o idei, o moralności, o nieśmiertelnej duszy, rozświetlić aureolę. Czy mu się uda?
My nie wiemy.
Bóg wie, jak to może się skończyć i ma nadzieję, że jego dziecię znajdzie swoje pióra i powróci.
My też miejmy pokorną nadzieję.