piątek, 12 października 2007

Zwycięstwa pokonanych

Jakże pouczające bywają czasem lekcje etyki, serwowane każdemu (programowo) lub nielicznym (w rzeczywistości) zamiast, powiedzmy to sobie w twarz, katolickiej sieczki na lekcjach katechezy, na której, co z własnego doświadczenia wiem, dzisiejszych hedonistycznych młodych próbuje się zarazić pewną chrześcijańską ideą i zaszczepić im podstawy kręgosłupa moralnego czy sumienia. Szkoda, że nic z tego nie wychodzi i nawet podstawową wiedzę o Ewangelii trudno tam zdobyć - można conajwyżej poznać cudze zdanie i czyjąś interpretację. Na lekcjach etyki zaś, które pouczającymi nazwałam, dowiaduję się o tym, co sądzili inni, lecz z uprzedzeniem, iż to czyjeś zdanie, nie zaś Jedyny Słuszny I Odpowiedni Sąd O Świecie. Etyka ta nauczyła mnie spojrzenia pana Blaise'a Pascala na pewne sprawy. Pascal, żyjący w dobie baroku francuski filozof zwykł mawiać, że nasza przewaga nad światem to to, że mimo bycia marną, słabą trzciną wobec potęgi świata, potrafimy myśleć. Że światomość klęski jest naszym zwycięstwem nad nierozumną naturą. Tak jak wpływ kulturowy na Rzym był zwycięstwem pokonanej Grecji, tak jak walka bez przemocy Ghandiego okazała się być triumfem nad okrucieństwem wobec uciśnionych hindusów.
Niedawno zetknęłam się z tekstem Alberta Camus, filozofa egzystencjonalisty, pod tytułem "Mit Syzyfa". Pouczająca lektura, zaiste, godna polecenia (a najłatwiej pewnie odnaleźć ją w internecie oraz w "Tekstach filozoficznych dla uczniów szkoł średnich" Mieczysława Łojka). Mitologię greków zna pewnie każdy: Syzyf, władca Koryntu, najinteligentniejszy i najchytrzejszy człowiek świata, za swe zuchwalstwo i bezczelność wobec bogów Olimpu zostaje surowo ukarany - po wsze czasy ma wtaczać na górę w królestwie podziemi ogromny głaz, który tuż przed szczytem będzie wyrywał mu się z rąk i powracał na równinę, tak, by znów musiał wtaczać go od nowa. Można by pomyśleć - straszliwa kara, męki wieczne, zwłaszcza jeżeli uraczymy się opisem tych utrapień według Homera. Ten grecki pisarz widowiskowo przedstawia tam wysiłek, jaki jest ceną za każdy krok Syzyfa w górę, za każdy centymetr drogi z kamieniem. Mnie osobiście ciekawi, dlaczego bogowie wyznaczyli mu taką karę - czy to kamień miał Syzyfa pokonać, czy miała to zrobić góra, sam fakt, że go ukarano? Dotąd wszystko mu się udawało - czy największym dlań ciosem miała być porażka, kara? Nie. Największym ciosem nie był ten zadany jego ciału czy dumie, a jego umysłowi. Inteligentny Syzyf miał nie przetrwać długo wykonując bez nadzieji na sukces bezsensowną (syzyfową?) pracę, bez celu coś, co nie wymagało myślenia, a jedynie tępego wysiłku. Lecz on się nie dał pokonać. Dlatego Camus uznał go za bohatera absurdalnego - tego, który jest szczęśliwy mimo porażki - wtacza przecież swój kamień pod górę, bogowie uwięzili go. Ale, właśnie - swój kamień.
Camus zwraca uwagę na zupełnie inny niż Homer epizod syzyfowej pracy - na moment, kiedy kamień już z dłoni mu się wyrwał i gdy Syzyf powraca stokiem na równinę, kiedy jest w stanie się zastanowić nad swoim losem. Kiedy to wie, że mimo pozornej porażki ma pełne prawo do pogardzania bogami - że to on jest zwycięscą. Nie złamał się, przetrwał. I to właśnie daje mu siłę, to daje mu satysfakcję. To nie kamień decyduje o losie Syzyfa - to Syzyf ma władzę na kamieniem. Trzeba go sobie wyobrażać szczęśliwym.
Ten esej uświadomił mi pewną prawdę, pewien sens rady dawanej przez rodziców swym dzieciom od pokoleń. Zawsze mówiono mi, że jeżeli ktoś odpowiada ci przemocą, oznacza to, iż nie potrafi już wymyślić żadnego argumentu przeciw twojemu zdaniu. I chociaż to ciebie będzie bolało, to ty także jesteś zwycięzcą - pokonałeś go psychicznie, twój umysł jest sprawniejszy, a twój duch silniejszy: nie odwołał swoich sądów w obliczu zagrożenia. Zagrożenia tak fizycznego, jak i psychicznego, bo jaka jest różnica między ciosem pięścią, a ciosem ironią?
A potem występując publicznie dotarła do mnie jeszcze jedna rzecz - nie zawsze trzcina jest jedyną myślącą istotą. Czasem obok rośnie jeszcze jedna, równie rozumna, która to może zadać cios. I wtedy nie mamy przewagi. Wtedy jesteśmy pokonani. Wtedy trzeba powstać z klęczek, na które dotąd nie upadaliśy i udowodnić czynnie swój hart. Prawdziwe zwycięstwo jest nie wtedy, gdy nie dajemy się pokonać, lecz gdy pokonani - powstajemy. Przyjmować ciosy potrafi nawet i tępa trawa, uleczyć się i nadal równie twardo stawiać opór zimnym wiatrom - tylko myśląca trzcina. Choć to trudne, choć nikt nas tego nie uczył, choć pewnie nie potrafimy - trzeba. To jest sztuka życia.