czwartek, 22 listopada 2007

Credo

Oświecenie świata
czasem dręczy bardziej
niźli błoga nieświatowość;
Pan życia i stworzenia
Pan mój! jednak
nie daje niczego nadaremno.
zawierzyłam Mu
- sądziłam.
Czekałam finału
połaci krwi,
ladacznicy, smoka,
archaniołów z trąbami,
gwiazd płomieni.
Wieszczyłam cicho - nadchodzą.
Nie nadchodzą.
Nauczycielu mój!
umiłowaną Zofią
w ociemniały umysł
w spopielałą duszę
zstąp
- wołałam.

Iluminacja ducha
czasem męczy bardziej
aniżeli błoga ciemność;
Bałam się cieni.
Nocą ciemną Jana od Krzyża
ciemną nocą po omacku
ciemnością błądziły
zeschnięte pędy palców
zwinięte kwiaty oczu
zwiędłe liście lic
zwrócone w złą stronę
nienakarmione, niezakwitłe.
Prosiłam "Przyjdź";
Ojciec chwycił mnie za dłoń
czule
włożył w czyjeś palce
ciepły uścisk
i oboje skierował przodem
by wydany został
owoc wiary
Nie kazał nam Pan
być przyjaciółmi
lecz braćmi
Dłoń w dłoni
ramię w ramię
Naprzód!
Niebo słoneczne nad nami
Córki Zofii w nas.