poniedziałek, 20 października 2008

Usiadłam i nad sobą płakałam

Ludzie mają wiele teorii
na najgorsze uczucie:
wymieniają strach
bezsilność
samotność
cierpienie...

Mówią o momentach, gdy
przed oczami miga nam
całe życie w obliczu
nadchodzącego ciosu,
wiemy że nie damy rady,
obok jest tyle osób
ale żadna przy nas
żadna dla nas,
ból jest tak dotkliwy
jakby się od nas odwrócił
Absolut
cokolwiek o nim sądzimy.

Wszyscy boją się tych chwil
i starają się ich nie doświadczyć
- idą tropem Epikura albo hedonistów...
Wszyscy chcą być szczęśliwi.

Nikt nigdy nie wspomina jednak
o tej najgorszej w życiu sekundzie
kiedy trzeba schować do kieszeni
etykę z cała jej dumą i sprawiedliwością
i postarać się komuś przebaczyć
w imię wyższej moralności.

Wtedy to, wbrew wszystkim myślicielom
doświadcza człowiek rozumny
najgorszego uczucia swego życia
- wygranej.
Poczucia, że wygrał z ludzką żądzą zemsty.
Dopiero bowiem w takiej chwili
uświadamia sobie bezzasadność i ogrom
swych dotychczasowych porażek.

W moment później przychodzi
na szczęście ulga:
wraz ze spojrzeniem w przyszłość
z mroku wyłania się perspektywa
przyszłych braków porażek.

Per aspera ad astra,
jak mawiają ludzie.
I mają rację
choć w ich teorii nikt
nie odważył się nazwać
zwycięstwa - najgorszym uczuciem.

Po kłótni z bratem.

Brak komentarzy: